środa, 21 listopada 2012

Rozdział 6.

~~Sobota, 9:45~~

Obudziły mnie drobne promienie słoneczne przedostające się do pomieszczenia przez niezasłonięte okno.
Przetarłam oczy i spojrzałam na zegarek. WOW, tak wcześnie? Dzisiaj mam energię i nie wiem jak ją wykorzystam. Początkowo ubiorę się, zjem śniadanie i może pobiegam trochę. Wykaraskałam się z mojego wyrka i weszłam do garderoby, stanęłam przed szafą z koszulkami i nie wiedziałam co ubrać. Koszulkę już wzięłam, teraz spodnie i jakieś coś jeszcze. Okej wygrzebałam wszystko. Końcowy efekt. Zeszłam na dół do kuchni. Taty i Karen już nie było. Na stole leżała kartka '' W lodówce są dla ciebie tosty. ~ Tata.''
Otworzyłam moje najukochańsze urządzenie w tym domu <czyt. lodówka> i tak jak napisał tata czekały na mnie tosty. Były jeszcze w miarę ciepłe więc nie podgrzewałam ich. Polałam je sobie keczupem i z apetytem zjadłam. Popiłam wszystko sokiem i wyszłam z domu. Pobiegłam do parku, przystanęłam przy stawie i zaczęłam się rozciągać. Nagle jak gdyby nigdy nic zadzwonił mój telefon. Na wyświetlaczu ukazywało się Liaś ♥ bez wahania odebrałam.
- Liamciak!
- Emily, chłopcy słuchają.
- Więc Niallson, Luigi, Zay, Harrrrold!
- Czy ty aby się dobrze czujesz?
- Wspaniale wręcz.
- Skąd ta nagła zmiana humoru?
- Opowiem ci wszystko na skajpaju.
- No nie mogę się doczekać. W ogóle to nie za wcześnie wstałaś? Jest dopiero 10:04, a ty nie śpisz?
- Jak słyszysz nie śpię, nawet nie ma mnie już w domu.
- To gdzie ty jesteś?
- W parku, pobiegać sobie.
- Nie poznaję cię.
- Jeść mi się chce!- usłyszałam Niall'a gdzieś tam w tle.
- Ja już sobie zjadłam pięknie, ładnie przyszykowane przez tatę czy Karen tosty.
- Nie wkurzaj mnie!- ryknął.
- Też cię kocham braciszku.
- Emily, nie wiem co brałaś ale podoba mi się twoje zachowanie.
- Hahahahha, jak przyjedziesz to się podzielę.
- No ja mam nadzieję.
- Niall, dlaczego jak jesz to nie tyjesz?
- Nie wiem.
- Skubany.- powiedziałam i w tej chwili ktoś złapał mnie za ramię- AAAAAAA!- wydarłam się i upuściłam komórkę w wyniku czego rozłączyłam się z chłopcami. Podniosłam telefon i spojrzałam na winowajcę. Kto to?
- Matt idioto, zawału bym dostała!
- Też miło cię widzieć Emi, wszystko u mnie w porządku, a jak u ciebie?
- Taa, cały ty. Miałam zamiar właśnie pobiegać.
- Mogę z tobą?  
- Pewniee. Tylko musimy się rozciągnąć.- zaczęliśmy rozgrzewkę i pobiegliśmy w głąb parku.

` Liam.

Rozmawialiśmy normalnie z Emi przez telefon, kiedy ona krzyknęła i tak jakby upuściła telefon przez co się rozłączyła. Dzwoniliśmy do niej już wiele razy, ale telefon ma poza zasięgiem.
- Może jej się coś stało.- mówił zdenerwowany Zayn.
- Cholera jasna! - ryknąłem.
- Dzwoń jeszcze raz.- namawiali mnie więc wybrałem jej numer ponownie. Abonament poza zasięgiem prosimy zadzwonić później- usłyszałem. Najgorsze myśli chodziły mi po głowie. Usiadłem i schowałem twarz w dłoniach. Byłem na prawdę wystraszony. Mogła sobie biegać, ale nie ja musiałem do niej zadzwonić. Idiota ze mnie. Nie wiadomo co się z nią teraz dzieje. Wszyscy siedzieliśmy roztargnieni, przejęci. Muszę czekać.

` Emily.

Przebiegliśmy dość spory kawałek. Spojrzałam na wyświetlacz moim gałą ukazała się 11:07. Wow, nie źle.
Pożegnałam się z Matt'em i potruchtałam w stronę domu. Po drodze przypomniało mi się, że dzisiaj mogę iść na kawę do Camille. Przyśpieszyłam tępa. W mieszkaniu poszłam wziąć prysznic. Wycierając już włosy zaczęłam śpiewać. Owinięta ręcznikiem, biegałam po łazience i śpiewałam do szczotki. Kiedy już się opanowałam, doprowadziłam do porządku moje włosy i poszłam do garderoby. Weszłam do pomieszczenia i nastał mój dylemat. Posiedziałam tam trochę nie powiem.
W końcu wybrałam. Białą bluzkę z wycięciami w rękawach, blado różową spódniczkę z kokardą, czarne baletki i czarną torebkę. Włosy wyprostowałam, a rzęsy pociągnęłam tuszem. Napiłam się soku i ruszyłam w drogę. Wstąpiłam do sklepu dziecięcego. Musiałam kupić coś dla małej Christiny. Przemierzałam spokojnie koło półek z ciuszkami dla niemowląt. Szukałam czegoś ładnego, eleganckiego i odpowiedniego. Nie chciałam kupić jakiś pierwszych lepszych śpiochów czy bodów. Tylko wyjątkowe łaszki sprawiały mi przyjemność.
Z rozmyśleń wyrwał mnie głos kobiety.
- Pomóc w czymś? - zapytała.
- Um, nie trzeba dam sobie radę.- posłałam jej serdeczny uśmiech i podziękowałam. W końcu znalazłam pięknom czerwoną sukienkę z czarną kokardą niedaleko dekoltu. Dobrałam do tego jeszcze białą koszulkę z kołnierzem i zapłaciłam. W ozdobnej torebce niosłam mój zakup do domu Cami. Miałam 10-15 minut drogi. Spokojnie, spacerkiem podążałam spoglądając na różnych przechodniów. Widziałam pełno fanek 1D.
Zapomniałam przez to wszystko zadzwonić do Camille i zapytać czy jest w domu.
- Hej!
- Cześć, co tam?- zapytała.
- Dobrze, dobrze. Jesteś w domu?
- Ym, no jestem. Masz ochotę wpaść?
- Właśnie po to dzwonię. Chcę w końcu zobaczyć Christinę.
- No to przychodź, wstawiam już wodę na kawę.
- Okej, za 5 minut będę.
- No to czekam.- schowałam komórkę do torebki i czym prędzej ruszyłam w drogę. Tak jak powiedziałam po 5 minutach wcisnęłam dzwonek do drzwi. Usłyszałam kroki i już po chili ujrzałam uśmiechnięty pyszczek Camille. Mocno ją uściskałam. Dziewczyna gestem ręki zaprosiła mnie do środka i pokierowała do salonu.
Koło kanapy stał wózek, a w nim maluteńkie dziecię. Podeszłam bliżej i dałam jej cześć. No znaczy złapałam za rączkę.
- Tu ciocia ma coś dla ciebie.- położyłam koło niej torebkę. Jest taka śliczna ciemno-brązowe włoski i brązowe oczka. Takie to śliczne.
- Czysta mamusia.- zwróciłam się do Cami.
- Chyba chrzestna.
- Kto jest chrzestną?
- Miałam nadzieję, że ty się zgodzisz nią być.- uśmiechnęła się z niepewnością w oczach.
- To dla mnie czysta przyjemność.- podeszłam do niej i ją przytuliłam.
- Mała ma oddzielny pokoik czy z tobą?
- Ze mną, oczywiście że ze mną. Niestety musi spać w wózku bo nie mam pieniędzy na łóżeczko.
- Co za problem? Ubieraj się i małą i matka chrzestna idzie kupić swojej chrześnicy łóżeczko!
- Nie Emily, nie trzeba.
- Jako chrzestna Christiny kupię jej to jako prezent.- powiedziała z triumfalnym uśmiechem- Chodź!- chwyciłam ją za rękę i popchnęłam do jej pokoju. Sama małą ubrałam w bluzę i przykryłam kocykiem. Kiedy Cam wróciła do salonu kazałam jej wyprowadzić wózek. Tak jak kazała tak zrobiła.
Minutę później szłyśmy już londyńskimi chodnikami. Camille nie była zadowolona, ale ja nie odpuściłam.
W pierwszym sklepie zamówiłyśmy łóżeczko z dowozem do domu. Podałyśmy adres i poprosiłyśmy żeby przyjechali za jakieś 2 godziny. Następnie pokierowałyśmy się do odzieżowego. Nakupiłyśmy pełno rzeczy:
- body,
- pajacyki,
- rajstopki,
- bluzeczki,
- piżamki,
- buciki,
- śpiworki itp.
Najbardziej podobały mi się malutkie pastelowe vans'y. Obładowane poszłyśmy do domu. Spędziłyśmy na zakupach godzinę i 45 minut. Czyli za kwadrans przyjedzie łóżeczko. Wyjęłam telefon żeby sprawdzić która godzina. Wow. 23 nieodebrane i 8 wiadomości. Jak dzwoniłam do Cami nie zwróciłam na to uwagi.
Bez dłuższego namysłu zadzwoniłam do Liasia.
- Emi żyjesz!- wydarł się do słuchawki.
- Dlaczego miało by tak nie być?
- No bo przedtem rozmawialiśmy, a ty krzyknęłaś i się rozłączyłaś.
- A, to Matt mnie wystraszył.
- Nawet nie wiesz jak mi ulżyło.
- Hah, nie ma się co martwić. Pamiętasz że mieliśmy iść do Camille na kawę?
- Ou. Przez tą trasę zupełnie zapomniałem.
- Na szczęście ja pamiętałam i u niej jestem. Zostałam chrzestną!
- To świetnie. Co kupiłaś małej.
- Dużo, oj dużo rzeczy.
- Na przykład?
- Ciuszki, łóżeczko.
- Łóżeczko?
- No skoro nie ma, a mała ma cały czas spać w wózku?
- Niee, dobrze zrobiłaś.
- No przecież wiem.
- Przepraszam, ale muszę kończyć.
- Okej, paaa.
- Paa.
- Ej! Pozdrów chłopaków ode mnie.
- Okej.- schowałam telefon do kieszeni i wróciłam do salonu. Camille akurat karmiła i w tym samym czasie przyjechało łóżeczko. Poprosiłam panów o wniesienie go do domu. Wykonali moją robotę i zapłaciłam im.
Postanowiłyśmy, że złożymy je jutro.


` 10 dni później.

~~Wtorek, 10:25~~

Obudziłam się standardowo późno. Zwlokłam się z łóżka prosto da garderoby. Wybrałam sobie ubrania i poszłam do łazienki. Odprawiłam poranną toaletę i przyodziałam się w przedtem wybrane łaszki. Wróciłam z powrotem do pokoju. Położyłam piżamę i zbiegłam na dół. Usłyszałam jakiś szmer w salonie, wystraszyłam się bo tata i Karen są w pracy, a Li w trasie. Powoli weszłam do salonu.
- Aaaaaaaaaaaa! - wydarłam się i rzuciłam na szyję stojącemu tam Liamowi. Potem po kolei każdemu z zespołu.
- Kiedy przylecieliście?
- Dzisiaj rano, mogliśmy jeszcze zostać 2 dni, ale zbytnio tęskniliśmy.
- Oo.-przytuliłam ich ponownie- Też tęskniłam.
- W następną trasę lecisz z nami!
- Z ochotą. Napijecie się czegoś?
- Nie, nie trzeba nie dawno mieliśmy śniadanie.
- Ok. To opowiadajcie jak było?
- Fajnie, bardzo nam się podobało. Fanki są bardzo zaskakujące.
- Dla takich idoli.- uśmiechnęłam się.
- Zazdrościsz?- rzucił Harren.
- Szczerze mówiąc to niby tak, ale jak pomyślę sobie o tym że muszę się ograniczać żeby nie zrobić wstydu, albo w niektóre miejsca chodzić zakamuflowana to jakoś nie chcę być sławna. Chociaż i tak jestem rozpoznawana przez mojego braciszka.
- Pamiętasz jak poszłaś do sklepu i jakiś koleś chciał żebyś podpisała się na wieczku od jogurtu?
- Weź przestań, dziewczyna chciała żebyś się podpisał na naklejce na mięsie.
- Ło, tam.- chłopcy wpadli w gromki śmiech.
- Harry nie ciesz się tak bo dobrze pamiętamy że podbiegła do ciebie fanka i z torebki wyciągnęła stringi i kazała ci się na nich podpisać.
- Ładnie były.
- Jak chcesz mogę ci kupić.- zachichotałam.
- Nie dzięki, sam sobie poradzę.
- Ej, przeszła bym się dzisiaj na jakąś imprezę.
- Nie pogardził bym jakąś dobrą bibą.
- No więc dzisiaj o 20:00?
- Mi tam pasuje.- powiedział Mulat, a reszta pokiwała głowami.
- To o 19:30 wszystkich tutaj widzę. Gadaliśmy i gadaliśmy aż z 9:45 zrobiła się 12:34.
- Wow, trochę się zasiedzieliśmy .Musimy już spadać o 19:30 tutaj.
- Okej.- odparłam i zaczęliśmy się żegnać. Przytuliłam i ucałowałam 4/5 zespołu bo przecież Li zostaje.
Usiedliśmy na kanapie, Liam objął mnie ramieniem i zapytał:
- Pamiętasz naszą umowę w dniu poznania chłopaków?
- O co ci chodzi?
- O naszą umowę, miałaś mi powiedzieć kiedy któryś z chłopaków ci się spodoba.
- Pamiętam.
- To dobrze, ale rzecz w tym że podczas trasy rozmawiałem z Zaynem i on powiedział mi że podobasz mu się.
- No, on też mi się podoba, ale podobać a kochać to dwie inne rzeczy.
- No wiem. Tylko on czuje do ciebie coś więcej niż zauroczenie.
- Musi się postarać bo przez ciebie nic nie załatwi.- odparłam i poszłam na taras zapalić. Wyciągnęłam szluga i zaciągnęłam się dymem. Kocham ten stan kiedy zakręci mi się w głowie a potem to już tylko chill.



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Dodaję tylko tyle bo więcej nie mogę, zaraz wam powiem dlaczego. 
Otóż ja i Ce mamy zbyt dużo roboty w tym i następnym tygodniu. 
Mamy do napisania referat z chemii i geografii. Przekichane. To jeszcze mało
zaczynają się sprawdziany i dyktanda. Matma, polski, historia, gegra, fizyka, biologia, angielski i niemiecki.
Fajnie no, nie? Mamy przejebane -.-
Dodamy rozdział jak tylko będziemy mogły :)
Cze, dziąbolągi <3

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

3 komentarze:

  1. Na początek świetny rozdział :3
    I zostałaś nominowana do Liebster Awards, pytania u mnie na blogu:
    http://vashappenincarrot.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. świetny <3 + powodzenia w szkole ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak zawsze świetny ^^
    Czekam na następny :D

    OdpowiedzUsuń